Nareszcie!!! po prawie 24 godzinach podrozy w koncu jestesmy w Quito!... chociaz musimy przyznac, ze podroz nas wykonczyla...
najpierw w Amsterdamie jakis dziwny nie wygladajacy na Holendra Holender zabral mi i Asi paste do zebow (dobrze ze Moni sie ostala...) potem w samolocie dali nam jakies obrzydliwe jedzenie... po pierwszych 9 godzinach ladowanie w Bonaire na antylach Holenderskich - godzinna przerwa.. chyba niewiele osob wysiadlo bo sie nie poluzowalo w samolocie.. a dodatkowo mialysmy okazje przywitac sie juz z miejscowym robactwem... poniewaz na lotnisku byly karaluchy...
2,5 pozniej ladowanie juz w Ekwadorze w Galilyou gdzie czekalismy jeszcze jakies 2 godziny na kolejny start i raptem juz tylko 30 minut pozniej ladowanie w Quito - widoki dookola przecudne!
wiza wbita, bagaze dojechaly mozemy zaczynac!
Quito lezy na wysokosci 2800 mnpm (druga najwyzej polozona stolica na swiecie) i niewiedziec czy to nie przypadkiem dlatego jestesmy lekko spowolnione i zakrecone - byc moze jest to kombinacja i wysokosci i zmiany czasu i podrozy bo ja gdzie tylko przysiade mam wrazenie ze wszystko lekko plywa jak w samolocie.... Jutro dokumentnie dobijemy nasze bledniki bo znow mamy 2 starty i dwa ladowania zanim dotrzemy do Galapagos... nie mowiac o tym, ze tam na 5 dni wsiadamy na katamarana wiec juz wogole moze byc ciekawie:)))
zrobilysmy sobie maly spacer juz po Quito - mimo tej wysokosci jest cieplutko chociaz podobno w nocy temperatura spada do ok 7 stopni... w zalaczeniu pare fotek poki co..
lokalny bizness to glownie owoce (w takim a´la parku jak nasze pola mokotowskie:))
i na ulicach Quito
ulice Quito - jak widac (my tez poczulysmy) ze jest to miasto polozone w gorach:))
lokalne spoleczensto spedza niedziele na tzw entertainmencie- sa to albo grajki, albo mimowie, albo jeszcze jacys inni aktorzy, natomiast tlumy ogladaja to pasjami
dzieciakow jest tu masa i przyszlych tez bo kobiet w ciazy sa tlumy... niestety te dzieciaki, tez zarabiaja...
a na koniec rodzinka Ekwadorska w niedziele
Jutro jak juz pisalam spadamy na Galapagos - poniewaz do piatku jestesmy na katamaranie - nie wiem czy jest tam internet mozemy miec problemy z updatowaniem bloga... ale obiecujemy ze najpozniej w piatek wieczor wrzucimy pelne podsumowanie z tego wypadu!
pozdrawiamy
M&M&J
to bosko - już się wkręcam w te Twoje zapiski - jakbym tam był z Wami - trzymam kciuki za pomyslność i same pozytywne wrażenia .
OdpowiedzUsuńA my ruszamy na "grobing" - to w sobote na ognisku Marcysia sprzedała nam takie określenie
Bużka - Tatek
No, fantastycznie zapowiadająca się przygoda!!!! Pozdro serdeczne.
OdpowiedzUsuńKawior
Kurde blaszka, za pozno wstalam, bo jestem dopiero 3 na blogu, i to dzieki Tatusiowi ktory mi pozyczyl kompa na chwile zeby zerknac, jak jeszcze tylko jedym okiem patrzylam :)))) no ale Quito prawie jak San Francisco, te ulice, tylko domy troche jakby starsze :)))) Trzymam kciuki zeby choroba morska Was nie dopadla na tym katamaranie...
OdpowiedzUsuńAch ten katamaran.... Juz czekam na zdjatka .
OdpowiedzUsuńPozdrowionka z Koszalkowa
no ładnie! katamaranem na galapagos?! Czuje się, jakby ktoś gwizdnąl mi marzenie;) Gratulacje babki! Powodzenia, trzymam kciuki za wyprawę! świetnej zabawy!
OdpowiedzUsuńja tez juz o wizytach cmentarnych zycze udanego rejsu na Galapagos
OdpowiedzUsuńKochani pedze z wyjasnianieniem - katamaran ma naped motorowy, buja jak cholera, Basia nic Ci nie zabieramy! wpadaj!!!
OdpowiedzUsuńSister musisz nadrobic:)))
grobing??? ja nie moge
Buziaki dla wszystkich