wtorek, 9 listopada 2010

Ingapirca, droga do Banos i wreszcie Banos!

Wczoraj wydostalysmy sie z samego rana z Cuenca do Banos - po drodze mialysmy zaliczyc dobrze zachowana osade i swiatynie Inkow - Ingapirca, i dlatego tez nasz trasa byla lekko skomplikowana... ale zacznijmy od poczatku
rano autobus do z Cuenca do Ingapirca - zaczelo sie niezle - jako pirwsze w autobusie z miejscami na samym poczatku i chociaz smierdzialo troche w pustym autobusie to dopiero mialo sie to rozkrecic, z kazda stacja przybywalo coraz wiecej Ekwadorczykow i ku naszemu zaskoczeniu odkrylysmy kolejna ceche ten nacji a mianowice notoryczny brak mydla, szamponu, wody, proszku!!!!! jakas masakra!!!! najgorzej miala Monia ktora siedziala na samym poczatku a ze okazalo sie iz autobus nie ma limitu ludzi to glownie o nia opieral sie tlum Ekwadorczykow.....
w koncu po 2,5 godzinach jestesmy w Ingapírca no i co ??? no przereklamowane... pewni brzmimy troche teraz jak kulturowe i historyczne ignorantki al troche wygladalo to jak kupa kamieni i jeszcze wogole nie opisana po angielskiu... uswiadczenie przewodnika angielskiego tez bylo niemozliwe... co gorsze okazalo sie ze stamtad musimy si dostac do El Tombo ... nie ma zadnych taksowek, na szczescie nasz autobus wracal i gosciu nas tam doslowni wyrzucil.... ale zaraz po drugiej stronie ukazal sie autobus w ktory mialysmy wsiasc - do Ambato - super nie musimy dlugo czekac... minus jednak byl taki, ze tym razem to my stalysmy w tlumie z Ekwadorczykami... a oni podrozuja nie dosc ze brudni (oczym juz wspomnialysmy) to jeszcze z kurczakami i masa dzieciakow!!! do tego kazdy kto ma jakies radyjko wlacza swoja muzyczke !!! no jakas totalna masakra!!!!
ale przezylysmy.... wieczorem bo ok 18 znow pan nas wyrzucil na skrzyzowaniu ulic w Ambato i tam juz musialysmy lapac autobus do Banos... troche stalysmy zagubione na tym skrzyzowaniu ale udalo sie bo po 15 minutach podjechal czysty autobus i prawie pusty.... dojechalysmy do Banos....
dzisiaj spokojny dzien... rozpoznanie terenu... kapiel w mineralizowanych basenach z wodami ogrzewanymi wulkanem a jutro????????????????
RAFTING!!!!!!!!!!!!!!!!

to ta slynna Ingapirca

 a wlasni zapomnialam dodac, ze najfajniejsze na Ingapirca byly Lamy:)))))
 a i przytrafil sie tez samotny pan z konikiem....
to juz Banos - lezy na wysokosci 1800 m npm. jest cieplo i pelno basenow z mineralnymi wodami bo jest niedalgo czynny wciaz wulkan... z samgo Banos go nie widac wiec dzisiaj go jeszcze na zdjeciach nie mamy ale to tylko kwestia czasu
 ulic Banos - knajplki, sklepy z pamiatkami i biura organizujace rafting, wypozyczanie rowerow, canoying skoki na bungy itp itd....
 to sceny z zycia codziennego Banos:)


 nas najbardziej urzekla Babcia jakby zywcem wyciagnieta z Radzinkowskiego familoka... i to nad Internetem!!!
 a tak dzisiaj wygladala czesc naszego dnia i czasu spedzonego w Banos:)))









4 komentarze:

  1. Mnie też z dzisiejszego dnia najbardziej podobają sie lamy... a gdzie Wasze kapelusze, bo onia dzielnie ma go na glowie . Unas mokro zimno i ....paskudnie Ucalowania ala

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie narzekaj - te indianskie ruiny calkiem niezle, jak sobie wspomne Troje....
    A raftingu już Wam zazdroszcze...
    tatek

    OdpowiedzUsuń
  3. dementuje pogloski o brzydkiej pogodzie. u mnie dzisiaj slonce swiecilo :) A jutro juz ostatni dzien w tym tygodniu w pracy i od srody popoludnia bedziemy sie z Wami relaksowc :))))Tylko to spowoduje drobny outage w komentarzach na blogu :/

    OdpowiedzUsuń
  4. muti kapelusze sa pozostalñe takie filcowe bardziej jesienne a nie na te slonce - monia kupila letni wiec w nim smiga:)
    tatek - rafting byl fantastyczny!!!!
    sister - aaa faktycznie no to bedziecie wypoczywac 4 dni!!!

    OdpowiedzUsuń