niedziela, 21 listopada 2010

jestesmy w domu

pozdrawiamy wszystkich ktorzy z nami podrozowali
dotarlysmy szczesliwie dzisiaj do domu!
buziaki MMJ

sobota, 20 listopada 2010

podsumowanie w liczbach

jeszcze pozwalamy sobie na male podsumowanie w liczbach naszego urlopu

21 dni w Ekwadorze
zakupiono:
17 roznego rodzaju wisiorkow
13 par kolczykow
8 bransoletek
8 poncho
7 szalikow i apaszek
6 hamakow
4 kapelusze
2 torby
1 koc..... (bez komentarza...)

- 3 pary butow (wyrzucilysmy)

:)))))

MMJ

ostatni dzien w Ekwadorze

no troche slabe bylo trzymanie kciukow, bo niestety dzisiaj rowniez pogoda nie dopisala, aczkolwiek padalo dopiero ok 17tej ale niestety niebo bylo zachmurzone co troche popsulo nam plany na dzien dzisiejszy.....
na pierwszy strzal Mitad Del Mundo - czyli srodek swiata.... dokladnie jak przechodzi rownik i stalysmy jedna noga na jednej polkuli i druga na drugiej.... jakis 20km na polnoc od Quito wiec dosc szybko nam poszlo a poniewaz czasu bylo jeszcze sporo wiec zaatakowalysmy Teleferiqu -  kolejka ktora wjezdza na wysokosci 4100mnpm i skad podobno sa przepiekne widoki na Quito, Andy oraz mozna zaatakowac jeszcze jeden Wulkan o wysokosci 4650mnpm....
widoki takie se... bo przyslanialy nam chmury......
no i tym sposobem nasze wakacje dobiegly konca.....
jutro o 10:20 lokalnego czasu startujemy aby po prawie 13tu godzinach lotu wyladaowac w Europie!!!
dzieki i do zobaczenia
MMJ

jedna noga na polkuli polnocnej a druga na poludniowej:)))
 3 blondynki na Ecuadorze:)))
 no i te podobno super widoki z tych 4100 mnpm



do zobaczenia w Polsce!:)))
MMJ

czwartek, 18 listopada 2010

Qutio - przemarsz przez stare i nowe miasto

rano nawet troche slonca wychodzilo, bo az do krotkich rekawkow sie rozebralysmy... wiec szybko szybko wyszlñysmy z hotelu... a na pierwszym miejscu sklepy okoliczne w nowej dzielnicy Quito gdzie mieszkamy....
po lunchu wyjazd na stare miasto .... no i zaczelo grzmiec!!!!
mimo wsz<ystko udalo nam sie zwiedzic Bazylike a nawet wdrapac sie na jej wierze aby popatrzec na Quito z lotu ptaka a potem spacerek przez stare miast kolo Palacu prezydenckiego, Plaza Grande, Plaza San Francisco az do malej 17to wiecznej uliczki La Ronda... gdzie juz niestety trzeba bylo zawijac sie spowrotem bo juz tak sie zaciagnelo ze tradycyjnie zaczelo lac.... i leje.... ale do 16tej udalo nam sie poszwedac po miescie
moze jutro do zmierzchu damy rade?:))))))

tradycyjnie mala dokumentacja:))

La Basilica i widoki na Quito


 uliczki na starym miescie




 a to juz przy palacu prezydenckim, generalnie troche policja ale nie ma jakis wielkich strasznych barierek i ochrony.. a to chyba nawet jacys politycy dyskutujacy....
 i dalej uliczki Quito
 na Plaza Granda
 i przed kociolem Jezusa
 Plaza San Francisco
 i wejscie na uliczke La Ronda

buzka!
jutro nasz ostatni dzien w Ekwadorze!
trzymajcie kciuki za pogode, bo jak dobrze pojdzie z pogoda to bedziemy miec piekne widoki:)))
MMJ

Otavalo

wczesna pobudka..jakies przeswity na niebie wiec sie zebralysmy na wyjazd na najwiekszy targ w Ameryce Poludniowej w Otavalo... ok 2h autobusem od Quito.... najwiekszy to on jest w Sobote natomiast my rowniez troche wyrobow stamtad nabylysmy jak i pare fajnych widokow rowniez bylo:))) jak to na miejscowych targowiskach....
niestety troszke kropilo a powrot do Quito juz byl w deszczu... odrylysmy dodatkowo kolejna ceche Ekwadorczykow a mianowicie Gluchote... w autobusach puszczaja muzyke i czasami filmy.... dzisiaj byl film.... nawet przy zaslonietych uszach bylo slychac jak sie to TV drze!!!!
w Quito leje a o 21 termometr pokazywal 6 stopni na plusie brrrrrrrrrr! mamy niezle przystosowanie do Polskiego klimatu..... tylko my tak na prawde wcale tego nie chcialysmy!!!!! ale wierzymy ze jeszcze wyjdzie slonce!:)))
ponizej pare fotek z dzisiejszego dnia
hamaki wydanie kolejne
 dywaniki gobeliny nazywjacie jak chcecie sa ze wszystkim mozliwym z ameryki poludniowej;)))
 to sa lapacze snow....
 bizuteria oczywisce (po cichy powiem ze tego mamy chyba najwiecje:)))))
 arcydziela scienne
 ale szachy wg mnie w lokalnym wydaniu sa petarda!

 muczos difrentes kolores!:)))

 no i "mniesko" zawsze robi wrazenie

 szczegolnie takie swobodniutko wiszace bez zadnych chlodni:)))



buzka
oczekujace na slonce MMJ

środa, 17 listopada 2010

i spowrotem w Quito

poniewaz o poranku pogoda byla nadal szarobura podjelysmy decyzje o powrocie do Qutio (tutaj tez jeszcze pare rzeczy jest do zobaczenia)
znow nasza podroz a przede wszystkim przesiadki przebiegly szybko i sprawnie:)))
najpierw autoriksza do dworca autobusowego dam po 10 minutach pojawil sie autobus do Manty a w Mancie taxi na lotnisko  a tam okazalo sie ze za 30 minut jest samolot do Qutio... wiec szybko przesiadlysmy sie na samolot a stamtad taxi do Hotelu w ktorym juz sapysmy zaraz po przylocie....
jejku jak to pisze znow zdalam sobie sprawe ze zaliczylysmy ponownie 5 srodkow lokomocji?!?!?! i znow sprawnie;)))) dzisiaj bez kradziezy:)))))
jest niestety jedno ale..... uciekalysmy i uciekalysmy przed deszczem... a raczej moze przemieszczalysmy sie w poszukiwaniu slonca.... no a Quito nas dopadlo..... DESZCZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! i co muzea isc zwiedzac?!?!?!?
zaliczylysmy w pierwszej kolejnosci restauracje.... bary..... zrobilo sie na dodaterk zimno i ciemno... wiec pakujemy sie do hotelu.....
jutro sprobujemy sie wybrac do Otavalo - znow ok 2h autobusem.... ale jest to najwieksze targowisko w poludniowej ameryce....
moze tam nas deszcz oszczedzi.......

w zwiazku z powyzszym opisem zdjec mamy niewiele....
poniezej dwa pierwsze z dzisiejszego poranka w stylu "rozdziobia nas kruki i wrony" ale wygladalo to fajnie:))) lepiej niz stada wron na Mokotowie....


 a tu dzisiejszy rachunek juz ze stolicy Ekwadoru z baaaaaardzo subtelna sugestia aby dac napiwek :))))))))))))))
buziaki
MMJ

wtorek, 16 listopada 2010

Montanita wieczor i Puerto Lopez

poniewaz nie bylo slonca w Montanicie tylko pyszne drinki ucieklysmy stamtad na polnoc do Puerto Lopez, nie ukrywamy, ze tez troche w poszukiwaniu slonca....
niestety okazalo sie znowu, ze slonca nadal brak.... a ze siedziec bezczynnie nie lubimy pojechalysmy tym razem testujac kolejny nowy srodek lokomocji - autoriksza w wydaniu latynoamerykanskim - do Agua Blanka -  miejsce gdzie odkryto urny cywilizacji Machalilia oraz jest tzw such las tropikalny.....
pedzac szalonym tempem ok 20km na godzine ta riksza - czasami nawet wydawalo nam sie ze bedzie trzeba ja pod gorke pchac.... po jakis 30 minutach dojechalysmy do zaledwie oddalonej o 10km Auga Blanki - zaczelo sie od malego muzeum gdzie nie przestraszony niczym przewodnik tlumaczyl i oprowadzal nas po muzeum.... wszystko byloby ok gdyby nie fakt, ze przewodnik mowil po hiszpansku?!?!?! powiedzialysmy mu ze nie kumamy ale byl uparty....a my tylko kiwalysmy glowami i mowilysmy  SI SI, potem oprowadzil nas po tym sucyhm tropikalnym lesie..... wygladalo ze po pierwsze sie bardzo nudzil - okazalo sie ze jestesmy pierwszymi turystkami w dniu dzisiejszym a po drugie no coz.... za 2 h gadania i spacer z nami zarobil 3 dolary.... bo bez napiwku go zostawic oznaczaloby ze jestesmy bez sumienia..... wrocilysmy do Puerto Lopez a ze do miejscowosc rybacka zjadlysmy pyszny i swiezy sea food....
jak jutro dalej bedzie pochmurno to zmywamy sie do Quito......

pare fotek z dzisiejszego dnia...
nasza autoriksza od srodka:)
 termity osadzajace sie na drzewach (tzn jest to gniazdo termitow)
 tzw po hiszpansku MIRADOR czyli widok na suchy las tropikalny
 legwan poszukujacy slonca wdrapal sie az na czubek drzewa....
 a taki rachunek dzisiaj dostalysmy za nasz sea food - format A4
 i widoki wioski rybackiej - przygotowania juz powoli do nocnego polowu

 tu tez sa bary.... zaraz idziemy sprawdzic czy zrobia nam tak dobrego drinka jak w Montanicie:)))

 autoriksza



i na zakonczenie ruchomy obraz - opowiesci dziwnej tresci z baru przepysznych drinkow w Montanicie;)))
nasze pierwsze drinki:)


i po 2 godzinach



na koniec jeszcze nasze wspolne zdjecie za barem (a wlasciwie za standzikiem:)))
buziaki
MMJ

poniedziałek, 15 listopada 2010

droga do Montanity .....

wczoraj z rana wyruszylysmy w dluuuuuuuuga i zaskakujaca (oczywiscie) podroz do Montanity nad Pacyfik.... po drodze uskutecznilysmy parte roznych srodkow transportu.....
Taxi > hotel w Banos do dworca autobusowego w Banos
Autobus > Banos do Quito
Taxi > dworzec autobusowy w Quito do lotnisko w Quito
Samolot > Quito do Guayaquil
Taxi > lotnisko w Guayaquil do dworzec autobusowy w Guayaquil
Autobus > z Guayaquil do skrzyzowanie z droga na Montanite
Autobus > ze skrzyzowania do Montanity
uffffffffffffffffff  dotarlysmy!!!!!!!!
na pierwszej trasie autobusowej oczywiscie mialys przygode. okazalo sie ze mamy w autobusie zlodzieja, ktory jedej z turystek (i na szczescie nie byla to wyjatkowo Asia) ukradl zwitek pieniedzy. I tutaj narod Ekwadorczykow nas bardzo zaskoczyl - kierowca zrobil zwrot 360 stopni trabiac, z autobusu wyrwal sie tlum goniac zlodzieja, a za nim pol wioski. Obylo sie bez linczu ale zlodziej zostal za kark doprowadzony przed policje, ktora dobre  30 min po wydarzeniu zjechala tlumnie 6scioma radiowozami.....my wpisalysmy sie tylko na liste jako swiadkowe wydarzenia... jakbysmy mogly cokolwiek zeznawac po hiszpansku.... ale do konca drogi trzymalysmy nasze plecaczki na kolanach....
drugie wydarzenie to przesiadka na ostatni autobus - doslownie ponownie (w dobrzej oczywiscie wierze) zostalysmy wyrzucone z autobusu na skrzyzowaniu aby przesiasc sie do kolejnego ktory jechal do Montanity... generalnie podsumowujac wszystkie przesiadki to kazda nie zajela nam wiecej niz 15 minut - rowniez kupienie biletu na samolot i zalapanie sie na niego....
po 10 godzinach podrozy zmienilysmy diametralnie klimat.... jest duszno, wilgotno i cieplo natomiast niestety nie mamy slonca.....
Montanita to takie kultowe miejsce surfero wiec miasteczko ma plaze, pare uliczek na krzyz ale przepelnionych barami roznej masci, stoiskami z lokalna bizuteria, glownie wyrabianych przez bialych ktorzy przyjechali i sie tu ostali i probuja zarobic na kolejne piwo
ale dwie uliczki nas urzekly,..... jedna na ktorej w nocy robia z ulicznych standow prze prze prze prze przepyszne drinki!!!!!! ze swiezych owocow! i druga na tkorej w ciagu dnia podaja sewicze (surowy sea food  marynowany sokiem z limonki) tzw pychotka
ale zby nam nie bylo za dobrze to noc mialysmy nieprzespana i to nie dlatego, ze my balowalysmy ale dlatego, ze balowala cala wioska na lokalnym weselu (sadzac po glosnosci i dlugosci - corki soltysa). Caly czas czulysmy sie jakbysmy lezaly obok glosnika a ta przyjemnosc trwala jedynie do 7.30 rano!!!!!!!!!!!!
jest generalnie luz blues tylko slonca nam brak((((((( wiec pewnie zaczniemy sie jutro przesuwac wzdluz wybrzeza coraz blizej rownika......

zdjecia z trasy - stoisko na dworcu autobusowym w Banos
 przydrozne karaoke
tutaj zamieszanie jak zawracalismy i jak cala wies lapala zlodzieja
 i zlapany!!!!!!!!! - to ten w niebieskim a za nim caly autobus i pol wsi!!!!
 przed policja - nagle zjechalo sie chyba z 6 wozow policyjnych... jak zwykle po akcji...
 i tez widoki z trasy...

tutejsze smakolyki - kury
 a tutaj swinki morskie.... przepraszamy za ten widok wszystkich ktorzy maja je w domu
i troche zdjec z dnia dzisiejszego
pan z sewiczami na plazy
plaza
 nauka surfigu

 paragliding tez tu mozna uprawiac
 no tak Montanita to miejsce salsy, marenge, dobrych drinkow i surfingow wiec wszyscy kochaja Montanite
 uliczne stragany
 sewicze w ciagu dnia